niedziela, 8 czerwca 2014

Z CIASTKIEM DO ZWIERZAKA...

W sobotę były obchody XX - lecia Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w Krakowie. Z drugą rudą - tak samo kompletnie zwariowaną na punkcie zwierząt jak ja - pobiegłyśmy w ten skwar z ciastem na kiermasz, z którego dochód przeznaczony był na tych czworonożnych biedaków, którzy nie mają własnego domu. Impreza była naprawdę sympatyczna. Pokazy psów, zabawy dla dzieciaków, stoiska tematyczne, na jednym z nich nauczyłam się udzielać pierwszej pomocy psom i kotom małym i dużym. Osobiście dmuchałam w nos :) I bardzo bym chciała aby ta wiedza pozostała tylko teoretyczna, ale któż to może wiedzieć. Za drugim podejściem (po raz pierwszy doszłam tylko do pierwszego bosku) poszłam do psów. Żeby to nie robiło wrażenia trzeba by nie mieć serca. Ja takowe posiadam, z przerostem w stronę wszystkich zwierzaków małych i dużych. Co się rzuca w oczy, to mody na aktualne psiaki. Strasznie dużo jest bullowatych cudeniek, które zostały wzięte dlatego, że to modnie jest mieć groźnego psa. "Groźny" Amstaff Józio mojej koleżanki ostatnio zalizywał królicę po uszach (po brzuchu też mu się zdarzało) a kiedy podejdzie mu pod miskę, to chłopak nie wie jak zacząć jeść. Kwestia podejścia i wychowania. I rozumu, którego często właścicielom psów i kotów brakuje. Skoro są pseudohodowle, pseudokibicie, to chyba można pokusić się o stwierdzenie, że są też pseudowłaściciele.
Ale tu ma być mowa o jedzeniu, chociaż odrobinka agitacji nie zaszkodzi. Jeśli ktoś ma możliwości niech bierze ciapka czy kicię. Nie wyobrażam sobie życia bez zwierzaków, a już na pewno bez tego mojego 4 kg futerka, które noc w noc śpi przy moim boku. Nie mylić z Lubym. On śpi z drugiej strony i jest jednak zdecydowanie mniej włochaty. Ma za to trochę więcej niż 4 kilo.
Na kiermasz zawiozłam ciasto z truskawkami. W końcu sezon na truskawy w pełni, a ja to ciasto piekę nie przerywając snu. I widziałam jedną Panią, która je wcinała - mina świadczyła, że jej smakowało, co wprawiło mnie w zachwyt. Bo w sumie do tej pory piekłam i gotowałam dla rodziny i przyjaciół. A kiedy twoje ciasto szybko znika ze stołu i ludzie jeszcze za to chcą płacić, to jak się tu nie cieszyć.

 A jako dodatek były wegańskie ciasteczka owsiane. Chyba jeszcze prostsze w przygotowaniu, i bardzo smaczne.

Na patelnię z rozgrzanym olejem wsypuję płatki owsiane z cukrem i prażę je na złoto - brązowy kolor. Dodaję mąkę z proszkiem i jeszcze przez chwilę prażę. Następnie dolewam wodę i dokładnie mieszam. Później całość wykładam na stolnicę (uwaga na ręce) i maczając palce w zimnej wodzie formuję kulki i spłaszczam je kładąc na blaszce. Z tej ilości wyszło mi 25 ciastek o średnicy ok 4 cm. Można układać ciastka dość blisko siebie bo nie rosną zbytnio. Blaszka wędruje do piekarnika nagrzanego do 180 stopni, na około 25-30 min. Im dłużej pieczemy tym ciastka są bardziej chrupiące.

Opakowałam je fikuśnie, z psim elementem  i pojechały do Schroniska.

I jeszcze jedno. Zjadłam tam najlepszy tofurnik w życiu. Delicje i niebo w gębie. Muszę koniecznie nauczyć się sama taki robić. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz