Ostatnio odkryłam granulat sojowy. Nie jem mięsa czwarty rok, soję i produkty z niej zrobione znam od lat, niemniej jednak wspomniany wyżej granulat omijał mnie jakoś szerokim łukiem. Do czasu. Teraz ja nie pozwolę mu już uciec. Najnormalniejszy granulat sojowy błyskawiczny do krokietów, gołąbków i mielonych sprawił, że wegański smalczyk nabrał nowego charakteru.
Prościej już nie da się go zrobić. Na oleju rzepakowym duszę pokrojoną w kostkę cebulkę, kiedy się już zeszkli, dorzucam kilka garści granulatu - wedle uznania - i podduszam jeszcze chwilę aby trochę zmiękł. Następnie blenduję białą fasolę z puszki, mieszam wszystko i doprawiam do smaku solą, pieprzem, majerankiem. Nawet nie trzeba dodawać jabłka, jak to robiłam we wcześniejszym smalcu i smażyć jeszcze wszystkiego razem. Proste i smaczne. Skwarki robią wrażenie - okazało się niedawno, że nie tylko na mnie. Smacznego zatem.
sobota, 12 marca 2016
poniedziałek, 18 stycznia 2016
BB czyli BURACZANE BURGERY - BRAK SŁÓW JAKIE PYSZNE!
Spadł śnieg. W styczniu! Co za szok. Gdybym była w
Bieszczadach byłabym zachwycona, niestety ze śniegu w Krakowie cieszy się chyba
tylko moja Szanta. Sobotnie wypady w teren uwielbia, i tylko podskakuje jej ten
włochaty kuperek. A my z Lubym zaczęliśmy biegać. Bez fanatyzmu, przerywamy
szybkim marszem, ale jednak. I okazało się, że z Futrzakiem biega nam się
znakomicie. Nie włazi pod nogi, biegnie obok – pies idealny.
Na poprawę humoru i zainspirowana przez Koleżkę,
postanowiłam poszukać jakiegoś fajnego przepisu na burgery. Wcześniej robiłam
kotlety, ale teraz miałam ochotę na coś zupełnie innego. Znalazłam buraczane
burgery. Buraki uwielbiam pod każdą postacią, więc pomyślałam, że nie powinny
być złe.
Luby podarował mi pod choinkę mikser Zelmera, który teraz
ściera za mnie radośnie ziemniaki na ukochane placki, marchewkę i inne twarde
mnie lub bardziej smaczne badziewia. Przy burakach sprawdził się doskonale i
szybciutko. I łapki pozostały czyste, a to istotne.
Starte buraki dodałam do kaszy jaglanej i mieszałam,
mieszałam, mieszałam. Do tego dodałam olej, uprażony sezam ze słonecznikiem, pokrojoną
w kostkę cebulę, posiekaną natkę pietruszki i czosnek, którego od czasu
przeczytania książki pt. Kill Grill, staram się nie miażdżyć wyciskaczem, bo
podobno to uwłacza godności czosnku i kucharza, bułkę tartą, mąkę, pieprz
cayenne i sól do smaku. Wyrobiłam jednolitą masę (gdyby była za rzadka należy
dodać bułki tartej lub mąki). Piekłam w nagrzanym do 200 stopni piekarniku na
papierze posmarowanym odrobiną oleju. 20 minut z jednej strony i 20 minut z
drugiej.
Powiem tak. Surowa masa była pyszna i z Lubym wyjadaliśmy ją
łyżką z miski. Burgery upieczone okazały się być po prostu doskonałe.
Pożarliśmy prawie wszystkie zaraz po wyjęciu z piekarnika. Wydaje mi się, że
znalazłam sobie kolejną ULUBIONĄ potrawę. W bułce, z warzywami i sosem – na przykład
wege-majonezem smakują po prostu nieziemsko.
Niestety na zdjęciu przed pieczeniem. Po pieczeniu nie zdążyłam sfotografować :P
Niestety na zdjęciu przed pieczeniem. Po pieczeniu nie zdążyłam sfotografować :P
poniedziałek, 4 stycznia 2016
SER Z ZIEMNIAKA... TO SIĘ W GŁOWIE NIE MIEŚCI!
W sieci znalazłam przepis na ser z ziemniaka. A ponieważ
takie „dziwadełka” są dla mnie jak najbardziej do przyjęcia – a jeszcze lepiej –
do zrobienia, postanowiłam go popełnić. Prościej chyba być nie mogło. Marchewka
i ziemniaki – ugotowane i lekko przestudzone (zbyt niecierpliwa jestem aby
czekać, aż całkiem wystygną). Do tego
płatki drożdżowe, wędzona i zwykła słodka papryka, ząbek czosnku, olej
i trochę wody, sól do smaku. Blenduję wszystko i gotowe. Pycha, aż gały wypycha.
Na krakersie, chlebku, nawet wyżerana łyżką prosto z miseczki – ta pasta,
ser z ziemniaka jest naprawdę wielkim odkryciem. Tylko sugestia, że można zamrozić
i kroić w plastry lub zetrzeć nie spotkała się z moim uznaniem. Może za krótko
trzymałam w zamrażalniku, ale ser wyszedł z niego bez rewelacji. Na szczęście
po rozmrożeniu smakował tak samo dobrze.
Czy wspominałam, że ma wspaniały pomarańczowy kolor? :)
Czy wspominałam, że ma wspaniały pomarańczowy kolor? :)
czwartek, 31 grudnia 2015
środa, 30 grudnia 2015
KULEBIAK LAST MINUTE CZYLI RATUJEMY KAPUSTĘ :)
Zrobiłam na wigilię kapustę z grzybami. Po raz pierwszy w życiu. I wyszła...hmm...interesująca. Ponieważ od wszelkich bigosów w domu jest Luby, z kapustą kiszoną tak naprawdę do czynienia miałam tylko w postaci nieprzetworzonej, wciąganej z przyjemnością prosto z beczki. Ponieważ jednak wymyśliłam sobie i kapustę i potem kulebiak, toteż zabrałam się do roboty. Pierwsza rzecz. Kapustę należy wypłukać. A to zasadzka. Kiedy się tego nie zrobi - będzie dość kwaśna. Bywa i tak. Ugotowałam ją prawie do miękkości w wodzie z zielem angielskim i liściem laurowym. Po ugotowaniu odcedziłam, dodałam uduszone pieczarki i grzyby, które zostawiłam sobie z farszu do uszek (nie zmielone) dodałam pieprzu, ostrożnie soli, i dusiłam wszystko razem dalej. Ponieważ jak się przyznałam na wstępie - była kwaśna, stwierdziłam, że poeksperymentuję i dodałam do niej powidła śliwkowe domowej roboty. Nawet pomogły, a kapusta zyskała nowy wymiar smaku. Niemniej jednak kwaśna była dalej. Zjedliśmy trochę na kolację wigilijną, a resztą nadziałam kulebiaki drożdżowe. I tu sprawdziła się po prostu znakomicie.
Ciasto drożdżowe na kulebiak to standard z połowy kostki drożdży, które najpierw rozpuszczam w ciepłej wodzie lub mleku (kilka łyżek) z dodatkiem łyżeczki cukru. Kiedy drożdże zareagują dodaję wodę z mlekiem, mąkę, olej i sól do smaku. Z tego wyrabiam ciasto, pozostawiam na chwilę do wyrośnięcia, a następie dzielę na kawałki, każdy wałkuję i rozsmarowuję na nim farsz. Zawijam w rulon, smaruję mlekiem i posypuję jakimiś smakowitymi paprochami jak czarnuszka, słonecznik, sezam. Piekę w nagrzanym do 180 stopni piekarniku do zrumienienia. Kulebiak i nie - udana kapusta okazały się być dobrym pomysłem. W końcu nic nie może się zmarnować.
Ciasto drożdżowe na kulebiak to standard z połowy kostki drożdży, które najpierw rozpuszczam w ciepłej wodzie lub mleku (kilka łyżek) z dodatkiem łyżeczki cukru. Kiedy drożdże zareagują dodaję wodę z mlekiem, mąkę, olej i sól do smaku. Z tego wyrabiam ciasto, pozostawiam na chwilę do wyrośnięcia, a następie dzielę na kawałki, każdy wałkuję i rozsmarowuję na nim farsz. Zawijam w rulon, smaruję mlekiem i posypuję jakimiś smakowitymi paprochami jak czarnuszka, słonecznik, sezam. Piekę w nagrzanym do 180 stopni piekarniku do zrumienienia. Kulebiak i nie - udana kapusta okazały się być dobrym pomysłem. W końcu nic nie może się zmarnować.
środa, 23 grudnia 2015
USZY DO GÓRY I WESOŁYCH ŚWIĄT!!!
Wczoraj do 1 w nocy robiłam uszka. Na święta one i barszcz to moje "must have". Nic nie poradzę. Barszcz z uszkami to jest to, co ten tygrysek lubi najbardziej. Były i inne rzeczy na wigilijnym stole, wegańskie i nie (mięsożerna rodzina) ale ja jestem do znudzenia monotematyczna.
A że przepis mam od Mamy, to moje uszka są po prostu najlepsze na świecie.
Ponad 2 kilogramy pieczarek obrałam i udusiłam razem z cebulą, z dodatkiem soli i pieprzu. Szlachetna prostota. Kiedy one się dusiły, zebrane w Borach Tucholskich na wakacjach, grzyby zalałam wrzątkiem na jakieś 30 minut. Następnie zmieliłam pieczarki z grzybami i namoczoną (wyciśniętą) bułką pszenną. Pozostało mi już tylko zagnieść ciasto - przepis tutaj i lepić, lepić, lepić... Aż się ulepi ponad dwieście ślicznych smacznych uszek. Po skończonej pracy po prostu padłam. Z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku i z cudowną wyżerką w dniach następnych w planach.
A tym zajmował się mój Futrzak, kiedy nie asystował mi w kuchni - oprócz spania oczywiście.
A że przepis mam od Mamy, to moje uszka są po prostu najlepsze na świecie.
Ponad 2 kilogramy pieczarek obrałam i udusiłam razem z cebulą, z dodatkiem soli i pieprzu. Szlachetna prostota. Kiedy one się dusiły, zebrane w Borach Tucholskich na wakacjach, grzyby zalałam wrzątkiem na jakieś 30 minut. Następnie zmieliłam pieczarki z grzybami i namoczoną (wyciśniętą) bułką pszenną. Pozostało mi już tylko zagnieść ciasto - przepis tutaj i lepić, lepić, lepić... Aż się ulepi ponad dwieście ślicznych smacznych uszek. Po skończonej pracy po prostu padłam. Z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku i z cudowną wyżerką w dniach następnych w planach.
A tym zajmował się mój Futrzak, kiedy nie asystował mi w kuchni - oprócz spania oczywiście.
Wesołych, zdrowych i oczywiście bardzo smacznych
Świąt Bożego Narodzenia!!!
poniedziałek, 13 lipca 2015
PASTY KANAPKOWE PALCE LIZAĆ!
Przepisy na pasty kanapkowe zbieram już od jakiegoś czasu,
przekopując w wolnych chwilach Internet, ale co innego trzymać zapiski w szufladzie, a
co innego korzystać z nich i tworzyć pyszności. Na szczęście „zmuszona niejako”
ostatnio przez dwóch Przystojniaków, zabrałam się do dzieła. Trzy skradły mi serce, czwarta jest moim wymysłem
powstałym przy robieniu pierogów. Okazały się być po prostu REWELACYJNE. I
rewelacyjnie proste w wykonaniu.
PASTA ZE SŁONECZNIKA I SUSZONYCH POMIDORÓW
Namoczony przez 3 godziny łuskany słonecznik odcedzam i
wkładam do blendera. Do tego dodaję słoiczek pomidorów suszonych w oleju, który
również wykorzystuję i wlewam prawie
połowę. Trzeba patrzeć po prostu czy konsystencja pasty jest taka jaką chcemy. Ząbki
czosnku, duszona cebulka, szczypta cukru, sól i pieprz do smaku. Blenduję wszystko na doskonałą, prawie (bo jednak jakieś drobinki słonecznika zostają) kremową
masę. Od razu smakuje pysznie. A na drugi dzień? Jest jeszcze smaczniejsza.
PASTA Z KUKURYDZY
Żółciutka jak słoneczko. Prosta w zrobieniu, obłędnie
pyszna. Odcedzam kukurydzę i zostawiam wodę. Może się przydać do rozcieńczenia
pasty. Wrzucam do blendera. Dodaję czosnek i mielę. Dodaję sól i czubatą
łyżkę margaryny roślinnej. Blenduję raz jeszcze. Jeśli trzeba – rozcieńczam zalewą
z kukurydzy, aby pasta była bardziej gładka. Potem nie pozostaje nic innego jak
ją spożyć z chlebkiem i ze smakiem.
PASTA Z FASOLI I PIECZAREK
Do odcedzonej fasolki z puszki dodaję uduszone pieczarki z
cebulką, sok z cytryny (wg mnie lepiej mniej niż więcej) odrobinę oleju, sól,
pieprz do smaku. Blenduję na gładką masę. Nakładamy na tortillę lub chlebek,
krakersa, cokolwiek. Lub pakujemy do dzioba bezpośrednio z miseczki.
PASTA Z SOI – PROSTA JAK DZIEŃ DOBRY
W bulionie warzywnym moczę kawałki soi a’ la schabowe. Dość
długo, żeby każdy kawałek był wilgotny. Później mielę w blenderze na gładką
masę, dodaję uduszoną cebulkę, przekręcam raz jeszcze blenderem i dodaję
odrobinę pieprzu i oleju jeśli potrzeba. Nic więcej wg mnie nie trzeba, sekret
tkwi z prostocie. Idealnie pasuje do tortilli z warzywami.
Subskrybuj:
Posty (Atom)