A że przepis mam od Mamy, to moje uszka są po prostu najlepsze na świecie.
Ponad 2 kilogramy pieczarek obrałam i udusiłam razem z cebulą, z dodatkiem soli i pieprzu. Szlachetna prostota. Kiedy one się dusiły, zebrane w Borach Tucholskich na wakacjach, grzyby zalałam wrzątkiem na jakieś 30 minut. Następnie zmieliłam pieczarki z grzybami i namoczoną (wyciśniętą) bułką pszenną. Pozostało mi już tylko zagnieść ciasto - przepis tutaj i lepić, lepić, lepić... Aż się ulepi ponad dwieście ślicznych smacznych uszek. Po skończonej pracy po prostu padłam. Z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku i z cudowną wyżerką w dniach następnych w planach.
A tym zajmował się mój Futrzak, kiedy nie asystował mi w kuchni - oprócz spania oczywiście.
Wesołych, zdrowych i oczywiście bardzo smacznych
Świąt Bożego Narodzenia!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz