Fasolkę płukam zimną wodą i miksuję na gładka masę. Zwykle używam świeżych drożdży, więc trzeba je rozpuścić w ciepłej wodzie z dodatkiem cukru jak przy każdym drożdżaku. Kiedy drożdże już się "wypowiedzą", wlewam je do mąki, dodaję zmiksowaną fasolę, wodę, cukier i sól. Całość dokładnie łączę i dobrze wyrabiam kilka minut. Następnie dodaję olej lub oliwę i kontynuuję wyrabianie z pieśnią na ustach (podczas kuchennych zabaw oglądam filmy, albo słucham muzyki - już nie potrafię inaczej). W momencie kiedy ciasto daje się uformować w kulę zostawiam je pod przykryciem na godzinę. Tak było w oryginalnym przepisie - mnie wstyd się przyznać nigdy to się nie udało. Jeśli cierpliwość jest cnotą to mnie jej trochę poskąpiono.
Po upływie odpowiedniego czasu ciasto rozwałkowujemy na blacie oprószonym mąką. Wycinamy z niego donaty, u mnie szklanka i kieliszek to zestaw do produkcji tych słodkości. Wycięte kładziemy delikatnie na blachę wyłożoną papierem do pieczenia. Pieczemy 10 minut w piekarniku nagrzanym do temperatury 225 stopni.
Kiedy wystygną, przygotowujemy polewę z oleju kokosowego rozpuszczonego w kąpieli wodnej, kakaa i cukru pudru. Łączymy dobrze składniki, odstawiamy polewę na kwadrans, a następnie zanurzamy w niej donaty i posypujemy kokosem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz