Pomysł na tego bloga dojrzewał u mnie jakiś czas… a już na pewno odkąd przestałam ponownie (tym
razem ostatecznie) jeść mięso i produkty odzwierzęce. W dużej
mierze dzięki facebookowi, gdzie moja strona zalewana jest wprost zdjęciami i
informacjami na temat niehumanitarnego traktowania zwierząt. Nie wiemy, albo nie chcemy wiedzieć, co kryje się za ścianami ubojni. Paul McCartney twierdzi, że "Gdyby ściany rzeźni były ze szkła, nikt nie jadłby mięsa". Mleko
od krowy kojarzy nam się z wesołym łaciatym zwierzakiem,
który pasie się na zielonej trawce i daje się doić prawie z pieśnią na "ustach".
Jajko od szczęśliwych kurek smakuje przecież lepiej, niż od fermowych bidul, te
z zielonymi nóżkami mają przecież jak u Pana Boga za piecem. Reklama dźwignią handlu. Nic bardziej
mylnego, niestety... Dla ludzi liczy się przede wszystkim w dalszym
ciągu ich dobro. I tradycja… Niedzielny obiad bez schabowego? Zero mielonych? A pierogi z mięsem, gdzie? Wertując od roku
wegańskie przepisy, kombinując czasem jak przysłowiowy „koń pod górę”
udowodnię Wam, że jest to możliwe. Joanna – była fanka tatara, żółtego
sera i kanapki z jajkiem. Teraz moim ulubionym zestawem jest smalec z fasoli, pasztet
warzywny, pierogi z farszem sojowo-pieczarkowym i wszelkiej maści kolorowe
sałatki, w których nie może zabraknąć rzecz jasna moich ulubionych
rzodkiewek. Na blogu tym będę umieszczać przepisy z sieci, które testowałam na najbliższych, w 90% mięsożercach i własnym mniej lub bardziej wątłym ciele. Chociaż tylko mój Tato ograniczył
mięso na rzecz soi, a mój Luby w dalszym ciągu preferuje pieczone skrzydełka, to ich
zdanie bardzo się dla mnie liczy. Pierwszy kiedyś bał się tego co
ugotuję (teraz wcina, aż się uszy trzęsą), a Drugi sam prosi o wegańskie przysmaki, dzięki czemu
spożycie mięsa w naszym domu widocznie zmalało.
W codziennym gotowaniu używam składników
powszechnie dostępnych, o których informacje czerpię od przyjaciółek weganek (jakoś jeszcze nie
dorobiłam się kolegi weganina), z bloga http://weganskiepysznosci.blogspot.com/oraz z własnych poszukiwań.
A świński ryjek? Najlepszy do całowania, a nie z chrzanem :)
A świński ryjek? Najlepszy do całowania, a nie z chrzanem :)
Pamiętam jak czetrnaście lat temu płakałam z synkiem na filmie "Babe, świnka z klasą"...Ale moi mięsożercy nie wyobrażają sobie obiadku bez "padlinki", niestety.... Ps. Ostatnio byłam w długiej trasie w delegacji i po drodze przez kilkanaście km towarzyszyło mi auto ciężarowe z "dziurkami", w środku cielaczki wystawiały ufnie główki. Ta ciężaróka należała do zakładów mięsnych.... Do końca dnia nie mogłam po tej podróży dojść do siebie.... Mieszkam na wsi, od jakiegoś czasu mam eksperymentalne grządki pomidorów, nie wyobrażam sobie hodowania nawet drobiu. Nie mogłabym usmiercić nic żywego, co wczesniej karmiłam i czym się opiekowałam.... Chętnie zajrzę na Twój blog po kolejne inspiracje.... Pozdrawiam:)) Zapraszam także na mój blog: http;//poziomkowe-wzgorze.blog.pl.
OdpowiedzUsuń