Pierwszy raz pastę bezjajeczną zjadłam na Veganogarnii,
często gęsto organizowanej w Pauza in Garden w Krakowie. Zachwycił mnie jej
smak i jej „jajowatość”. Na drodze do jej wykonania stała mi tylko czarna sól
jajeczna Kala Namak. Nie do zdobycia w sklepie stacjonarnym. Po przeczesaniu
sklepów ze zdrową żywnością, w końcu
zamówiłam czarną sól przez Internet. Przyszła o dziwo na drugi dzień i byłam
już gotowa do testów. Tofu czekało grzecznie w lodówce. Sojonez i
szczypiorek również.
W domu spokój, Szanta śpi pod stołem w kuchni, nikt się
nie plącze – można działać. Pokruszyłam tofu do blendera, dodałam sojonez, sól
czarną, i pozostałe składniki. Zmiksowałam na dość gładką masę, i hojną ręką
dorzuciłam posiekanego szczypiorku. Teraz już nie miksowałam tylko wymieszałam
łyżką. Nie należy się stresować, że będzie za słone (sól Kala Namak dla mnie,
która soli niezbyt dużo wydawała się zabójcza) przegryzie się i smakować będzie
jak…pasta jajeczna. Luby wrócił do domu kiedy już całe pobojowisko było
uprzątnięte, kanapki czekały na zjedzenie i od progu zapytał czemu tak jajami
pachnie. Nie zauważył różnicy. J
Zjadł ze smakiem i wierzyć nie chciał, że tam nie ma nawet jednego jajka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz